Rezydencja – Krzysztof Bielecki
Muszę przyznać, że mam ambiwalentny stosunek do twórczości Krzysztofa Bieleckiego. Z jednej strony nie można się oderwać, gdy już rozpocznie się lekturę – jest tak fascynująca. Z drugiej natomiast, nie można powiedzieć na jej temat nic dobrego, zaraz po przeczytaniu. I nie tylko dobrego, ale złego również. Nie można powiedzieć nic. Na wyrobienie opinii trzeba poczekać, przemyśleć wszystko. Czasem nawet przeczytać jeszcze raz. Z jednej strony, książki Krzysztofa są lekkie, łatwe, bo mknie się przez treść słowo po słowie w zawrotnym tempie. Jednocześnie są cholernie trudne, gdyż ciężko zebrać myśli, złożyć je w całość i powiedzieć o co chodziło, co myślimy na ten temat.
Tak jak „Defekt Pamięci” mieszał nam w głowie, tak samo zadziało się w przypadku „Rezydencji”. Jednakże Defekt robił tylko jedno wielkie „WTF?!” na koniec. W przypadku Rezydencji, owe „WTF?” trwa już od pierwszej strony i ciągnie się równomiernie do samego końca. Na to odczucie składa się pewnego rodzaju chaos, spowodowany brakiem chronologii. Wydarzenia są pomieszane w czasie, dlatego też efekt dziwności jest jeszcze silniejszy.
Ciężko,na prawdę ciężko zrecenzować mi ten twór. Może dlatego, że jestem świeżo po lekturze. A może dlatego, że nie bardzo wiem co przeczytałam, jeszcze do mnie nie dotarło. Ale myślę, że taki właśnie jest urok książek Bieleckiego. Z tego co zaobserwowałam, Krzysiek lubi zdrowo namieszać.
Gdy usiadłam w autobusie, otworzyłam Rezydencję na pierwszej stronie, pochłonęłam kilka zdań. Już wtedy zaczęłam żałować, że jestem w drodze do pracy i przez najbliższe kilkanaście godzin, będę musiała czekać nim skończę zmianę i wsiądę do autobusu powrotnego. Ten czas straszliwie mi się dłużył, bo książka – choć króciutka – jest niesamowicie wciągająca. Styl, sposób pisania, zarówno w tej jak i w poprzednich książkach autora, odpowiada mi, dlatego chłonę te teksty w szybkim tempie.
O czym jest książka? Bardzo dobre, choć niesamowicie trudne, pytanie. Ogólnie to o życiu. O życiu i o tym, co w nim najważniejsze. Czyli trochę o seksie, trochę o jedzeniu. O relacjach, intrygach, miłości i ogólnie uczuciach. O wszystkim i o niczym zarazem. I o czerwonej herbacie. O grze w szachy. Trochę o psychologii. Chaos, chaos, ten cudowny, wszechobecny chaos. O co chodzi? Myślę, że każdemu o co innego. Czytasz i wyciągasz z tego co chcesz. A co autor miał na myśli? To akurat mnie nie interesuje, ważne dla mnie jest to, jak ja się bawię podczas lektury.
Pięć postaci. Dziwnych postaci. Z dziwnymi zainteresowaniami, Dziwnym stylem życia. Dziwność aż bije od Rezydencji. Pewnie dlatego moje wrażenie po przeczytaniu, jest tak pozytywne.
Negatyw jest tylko jeden: mało. Zdecydowanie za mało. Czuję ogromny niedosyt. Mam wrażenie, że dostałam na talerzu tylko kawałeczek z olbrzymiej porcji, której zapach ulatnia się z kuchni. Siedzę, czekam na więcej, ale nikt nie chce dać mi dokładki. Wiem, że tam jest więcej, czuję to. Wiem, że wystarczyłoby na kolejną porcję, i jeszcze jedną. Autorze, tą małą, smaczną porcyjką, wzmogłeś tylko mój apetyt. Proszę o więcej, nim padnę z głodu.
Za książkę bardzo dziękuję:
Krzysztofowi Bieleckiemu