Sherlock. Niewidomy bankier
Sherlock. Niewidomy bankier to drugi tom „szerlokowej” mangi. Aby mieć pewność, że czytam po kolei, sprawdzałam daty wydań, bowiem na okładce ani nigdzie nie ma informacji odnośnie tego, która to część. [Edit: faktycznie, na okładce nie ma takiej informacji, ale później znalazłam cyferkę z numerem tomu, na ostatniej stronie.]
Oczywiście, mogłabym przypomnieć sobie tytuł czy też fabułę serialu od BBC, bo przecież to właśnie on napędza tę serię. Mogłabym, pewnie. Ale oglądałam go tak dawno temu, że zwyczajnie nie pamiętam, co działo się w którym sezonie. Oczywiście w tym przypadku, jest to zaleta.
Wiadomo, przeglądając strony komiksu*, pamiętam fabułę z serialu. Ale nie pamiętam jej tak dobrze, by czytając, nie czerpać radości z lektury. Z każdą przewróconą stroną, z każdym obrazkiem, odczuwam co raz większą fascynację i zwyczajnie sprawia mi to przyjemność.
Zresztą, jak miałoby nie sprawiać przyjemności, jeśli tak ładnie jest to wydane? Tym razem już nie byłam zaskoczona malutkim formatem, nie mniej w dalszym ciągu cieszyłam się nim (nie jestem przyzwyczajona do lektur wydanych w taki sposób). Mały format, a treści, wbrew pozorom, całkiem dużo. Błyszcząca, kolorowa obwoluta. Pod nią, zupełnie inna, czarno – biała, matowa okładka. Nigdy nie wiem po co są te obwoluty. Ale też nie umiem jednoznacznie stwierdzić, czy wolałabym, aby twórcy je zostawili czy z nich zrezygnowali. Oba rodzaje „okładki” są ładne, atrakcyjne, choć tak bardzo od siebie różne. Może powód, na robienie obu, to właśnie to niezdecydowanie? Może twórcy też nie wiedzą którą wybrać, więc robią obie? Nie istotne. Ważne, że wygląda to ładnie i po prostu mi się podoba.
Odnośnie kolorystyki, pierwsza strona i „spis treści” są na śliskim papierze, w kolorze. Czemu tak? Nie mam pojęcia, ale dalej już nie ma takich zagadek i nie zastanawiam się czemu tak a nie inaczej. Dalej jest zwyczajnie, prosto, minimalistycznie, czarno – biało. Tak było poprzednio, tak jest też teraz.
Graficznie wygląda to dobrze. Bohaterowie wzorowani są na tych serialowych. Jak ktoś oglądał, z łatwością pozna aktorów. Mało tego, jest duże prawdopodobieństwo, że czytając, będzie słyszeć ich głosy. Ja tak miałam. Ale miałam coś jeszcze: problem z rozpoznaniem tych drugoplanowych. W kilku momentach, mylili mi się oni z Watsonem. Wizualnie było to nie dopracowane i wyłącznie z kontekstu domyślałam się na kogo patrzę. Benedict Cumberbatch (Sherlock) jest dość charakterystyczny, nie do podrobienia. W komiksie, wizualnie jest on jedyną wyrazistą postacią. Czarne, charakterystyczne włosy, zwracają uwagę. Reszta „blondynów” tych mniej istotnych fabularnie, ale także jasnowłosy Watson, wyglądają niemal identycznie. Jest to spory minus.
Odnośnie samej fabuły, nie chciałabym tu spoilerować, zdradzać zbyt wiele. Jest intryga, są zwroty akcji. Historia wciąga dość mocno. A co najważniejsze kończy się w taki sposób, że zaraz mamy chęć sięgnąć po kolejny tom. A nawet nie tyle: „mamy chęć” co raczej „musimy to zrobić”. Więc musicie mi wybaczyć, na tym kończę, bo MUSZĘ zobaczyć co będzie dalej.
* Wiem, że to manga, a nie komiks, ale pozwolę sobie stosować te słowa jako synonimy. Powód? Nie lubię mang, na ogół mnie obrzydzają. Komiksy lubię. Wolę pisać o czymś co lubię i robić to bez nadmiernego używania słów o pejoratywnym zabarwieniu.
Za komiks dziękuję wydawnictwu:
Manga to jest komiks… Recenzja (o ile można tak to w ogóle nazwać) strasznie słaba – tego nie wiesz, tamtego też nie, tego nie sprawdziłaś dobrze… Sprawdzenie, dlaczego coś jest zrobione w ten sposób, to dosłownie minuta googlowania. Brak tu jakichś konkretów, w sumie brak czegokolwiek.
Manga to rodzaj komiksu. Zdarzają się fani mangi, którzy są skłonni rozszarpać człowieka za to, że nazwie tego typu twórczość byle „komiksem”.
Najwidoczniej nie umiem korzystać z Google, bo nie znalazłam informacji odnośnie tego, dlaczego twórcy tej konkretnej pozycji zapragnęli zrobić obwolutę. Jeśli Ty to wiesz, proszę, uświadom mnie. Z chęcią się tego dowiem i umieszczę tę informację w mojej pseudorecenzji, by inni też mieli szansę o tym przeczytać.
„Brak konkretów, brak czegokolwiek”, w porządku, to Twoja opinia i ją przyjmuję. Albo raczej mogłabym ją przyjąć, gdyby nie było tu BRAK rzeczy najważniejszej: Twojego podpisu. I dla mnie to jest słabe. Wygłaszanie swojego zdania i jednocześnie wstydzenie się go. Z chęcią poczytam Twoje uwagi, ale miej jaja by się podpisać. Nie mam ani czasu, ani ochoty na bawienie się w Sherlocka i wyszukiwanie Cię po numerze IP, bo zwyczajnie nie jest mi to potrzebne do szczęścia. Jednakże jeśli chcesz, aby Twoje komentarze się tu pojawiały, a nie lądowały w spamie z całą resztą śmieci, jest na to prosta rada: podpisuj się.