Sherlock. Wielka gra.

Wydawnictwo Studio JG w ostatnim czasie rozpieszcza wielbicieli Sherlocka. W serii do której scenariusz napisali Steven Moffat (brytyjski producent telewizyjny oraz scenarzysta, któremu sławę przyniósł głównie serial Doctor Who) i Mark Gatiss (pisarz, scenarzysta filmowy i telewizyjny a także aktor, między innymi odtwórca roli Mycrofta Holmesa w Sherlocku) ukazały się już trzy tomy. Trzy tomy z ilustracjami wykonanymi przez mangakę Jay’a. Trzy tomy, po które z pewnością warto sięgnąć.

Sherlock. Wielka gra to trzeci z nich. Aczkolwiek mam nadzieję, że nie ostatni. Fabularnie raczej nie miałoby sensu zakończenie cyklu na tym etapie, ale wiadomo, różnie to bywa. Liczę na kontynuację, mimo iż w pewnym momencie fabularnie coś mi tu zgrzytnęło. Ale był to krótki moment, niemal niedostrzegalny i bardzo możliwe, że ten niewielki zgrzyt zaistniał tylko w mojej głowie.

Reszta fabuły, jak zwykle intrygująca. Sherlock mangowy, podobnie jak ten serialowy, jest niesamowicie wciągający. Świat ten przyciąga, łapie w swoje szpony i nie chce puścić. Wiadomo, że serial jest łatwiejszy w odbiorze (przynajmniej dla mnie), chociażby ze względu na specyfikę czytania tego typu rzeczy. Jak już niejednokrotnie wspominałam, rzadko to robię, zatem nie przywykłam do czytania od końca. I choć z każdą kolejną książką nabieram wprawy, to jednak co jakiś czas mam małe zawahanie i ciężko przestawić mi się na ten mangowy tryb.

sherlockgra

Sherlock. Wielka gra nie odbiega zbytnio od poprzednich części. Trzyma poziom, w dalszym ciągu jest w tym samym klimacie. Początkowa strona ze spisem treści: piękna, kolorowa, wyrazista. Dalej czarno – białe ilustracje Jay’a. I tu niestety, w dalszym ciągu myli mi się Watson z innymi bohaterami, bo niekiedy graficznie wyglądają prawie tak samo. Teraz jak się zastanowię to myślę, że z tego właśnie mógł wynikać ten mój zgrzyt fabularny. Postacie mi się mylą, niczym w starych, czarno – białych filmach. Jak bohaterowie nie mają czegoś charakterystycznego, nie przywiązuję do nich uwagi, nie rozróżniam ich. Tak jest też tutaj. Jak już pisałam przy okazji tomu Niewidomy bankier, jedyną wyrazistą i tak naprawdę charakterystyczną postacią, jest sam Sherlock. Reszta jest potraktowana dość powierzchownie. Mi osobiście przeszkadza to w odbiorze.

Natomiast nie przeszkadza mi to na tyle, by nie czerpać radości z lektury. Seria, poza tymi drobnymi szczegółami, jest zrobiona świetnie. Gdyby to nie była manga, a zwykły komiks, byłabym wniebowzięta. A tak, cóż, muszę poświęcać więcej czasu na lekturę, wysilać się trochę… No, ale ma to też swój plus: dzięki temu spędzam więcej czasu na czytaniu. Nie mniej wolałabym spędzać jeszcze więcej czasu, zatem czekam z utęsknieniem na kolejny tom, który mam nadzieję, Studio JG wypuści w naszym kraju, aby dopełnić tę piękną serię.


Za komiks dziękuję wydawnictwu:
studio jg