Wsiąść do Pociągu: San Francisco
Wsiąść do Pociągu: San Francisco to kolejna już gra z serii Ticket to ride. Nie powiem która, bo jest ich już tak dużo, że nie zamierzam tego liczyć. Jednak wiem doskonale, która to gra z serii w mojej kolekcji! Zgadniecie ile ich mam?

Co mamy w pudle?
- planszę przedstawiającą mapę połączeń w San Francisco
- 80 plastikowych tramwajów (po 20 w każdym kolorze)
- 21 żetonów Turystyki
- 44 karty Lokomocji
- 24 karty Biletów
- 4 znaczniki punktacji
- instrukcję

O co w tym wszystkim chodzi?
Chodzi o to by wybudować takie połączenia kolejowe, by mieć jak najwięcej punktów na koniec. Nic prostszego. Mechanika też jest banalna. Można pojąc w mig o co chodzi, łatwo wprowadzić nowych graczy, nawet takich, co w planszówki nie grają, bo tu nie ma nic skomplikowanego.

No dobra, a teraz odpowiedź na pytanie, które padło na początku… Otóż Wsiąść do Pociągu: San Francisco to pierwsza gra z serii, jaką mam w kolekcji. Jak do tego doszło? Teraz napiszę coś zaskakującego, ale zwyczajnie nie lubię tej serii.
I zanim zjecie mnie żywcem, wytłumaczę się z tego. Była to jedna z tych gier, w którą po raz pierwszy grałam z ludźmi, z którymi ani nie specjalnie chciało mi się grać, ani nawet przebywać, wszyscy poza mną znali zasady, mi ich nikt nie wytłumaczył, bo po pierwsze, uznali, że to proste (bo znali zasady), a po drugie: nie umieli tłumaczyć. I gdy w kilku momentach nie kumałam co się dzieje i o to spytałam, później żałowałam tego pytania, gdyż po próbie wytłumaczenia zrodziło mi się jeszcze więcej pytań i wątpliwości i już totalnie nic nie rozumiałam. Były to absolutnie złe warunki na grę.

Jako że w tamtym czasie i tamtych warunkach padło na grę z serii Wsiąść do pociągu, to ta seria automatycznie stała się dla mnie czymś źle kojarzonym. Wspominam tamtą rozgrywkę jako coś nużącego, ciągnącego się długo, nudnego. Czekałam tylko aż się to skończy, aż ta męczarnia dobiegnie końca.
Wielokrotnie, po tamtym wydarzeniu, chciałam odczarować sobie grę. Myślałam o tym czy by nie zagrać z kimś, nie przekonać się, że tyle osób ma rację, że jest to super rozrywka, że można przy tym nie zasnąć. Przez lata ciężko było mi się za to zabrać i sprawdzić jak ta gra na mnie zadziała w lepszych warunkach. Niechęć była tak duża, że odwlekałam to w czasie.

Gdy w końcu zobaczyłam, że pojawiło się Wsiąść do Pociągu: San Francisco i że ma mniejszą planszę, uznałam, że to dobry czas. Mniejsza plansza = szybsza rozgrywka, w razie znużenia szybciej skończę i uwolnię się od męczarni. Cóż, okazało się, że wcale nie musiałam się uwalniać.
Okazało się, że jak się gra z własnej woli i ze znajomością zasad, to nie ma takiej tragedii. Gra nie dłużyła się, a wręcz na koniec czułam niedosyt, bo planowałam zrobić turbo kombo z wagoników, a gra dobiegła końca. Wtedy poczułam zawód.

Zalety:
- proste zasady
- łatwa mechanika
- piękne wagoniki
- ładne wydanie
- szybka rozgrywka
- dobrze się skaluje
Wady:
- mała plansza

Czy warto jeździć po San Francisco?
Warto, choć nie powiem by była to moja ulubiona rozrywka. Odczarowałam sobie tę serię i co najwyżej mogę powiedzieć, że ta gra jest poprawna. Jest ok, można zagrać, można zaznajomić z planszówkami nowych graczy. Jednak daleko mi do zachwytu. Być może kiedyś jeszcze skuszę się na jakąś inną, większą wersję. Pewnie nie raz jeszcze ta wyląduje na moim stole. Ale wiem, że raczej nie będzie częstym gościem, gdyż dla mnie za mało się tu dzieje i jest zbyt monotonnie. Cóż, chyba nigdy nie zrozumiem zachwytu nad serią.

Podstawowe informacje:
Liczba graczy: 2-4 osób
Wiek: 8+
Autor: Alan R. Moon
Za grę dziękuję wydawnictwu: