SkywayRun – 10.06.2018 – Gdańsk
SkywayRun to impreza biegowa o której było bardzo głośno. Nie tylko dlatego, że sam bieg odbywał się na płycie lotniska, ale też dlatego, że pakiety rozeszły się bardzo szybko. Zapisy ruszyły o północy, a już rano nie było miejsc. Nie, przepraszam, zapisy oficjalnie miały ruszyć o północy. Ruszyły trochę wcześniej i przypuszczam, że gdyby ten rozwścieczony tłum, który do tej pory krzyczy, że nie zdążył się zapisać wiedziałby o tym, byłby jeszcze bardziej rozwścieczony. Zależało mi na tym biegu, więc już kilkanaście minut przed północą zasiadłam do komputera by się zalogować i czekać na rozpoczęcie zapisów. Zalogowałam się, zobaczyłam, że już można się zapisywać i według cyfr, które się tam wyświetlały, byłam pierwszą osobą, która tego dokonała. Dwie minuty przed północą już przyszedł mail informujący o tym, że jestem zapisana i czekam na odlot, który nastąpi kilka miesięcy później. Czekałam.
Czekałam, obserwując jednocześnie jak ludzie jęczą o większą ilość pakietów. Niestety, nie do wszystkich docierało, że jest to lotnisko i obowiązują tu trochę inne zasady. Przede wszystkim chodziło o bezpieczeństwo. Trzeba też było zrobić odprawę, pomieścić wszystkich. Spore przedsięwzięcie, dość ryzykowne. Ale organizatorzy podjęli się tego. Czy podołali? Tylko częściowo.
Pakiety startowe można było odebrać przed samym biegiem lub dzień wcześniej. Wolałam zrobić to w piątek, by nie musieć spędzać kolejnych godzin na lotnisku przed startem. Ale zrobiłam to pod koniec piątkowych odbiorów, by uniknąć turbo kolejek. Otóż organizatorzy zrobili akcję pod tytułem: „maskotki lotniskowe mewy, dla pierwszych 300 osób, które odbiorą pakiet”. Zadziałało, ludzie rzucili się jak po Crocsy w Lidlu. Jak się domyślam, zabieg miał na celu zmniejszenie kolejek w dniu biegu – udało się.
Pakiet odebrany. Jakieś ulotki, zniżki. Świetny worek materiałowy, druk na odprawę (serio!), bilet wyjazdowy z lotniskowego parkingu (bardzo dobry pomysł), no i oczywiście koszulka. Nastała sobota. Start biegu dopiero o 1 w nocy. Moja odprawa około 23. Były różne tury odprawowe,najbardziej pechowi musieli tam być już o 22.
Tym razem na biegu miałam towarzysza, który na szczęście odprawę miał o tej samej porze co ja. Pojechaliśmy na lotnisko. Trochę krążyliśmy po parkingu, bo oczywiście chcieliśmy stać blisko wejścia, ale to blisko wejścia nie do końca się udało, bo wszyscy byli tacy cwani. Gdzieś się wcisnęliśmy i udaliśmy się na odprawę z minimalną ilością rzeczy. Odprawa klasyczna. Bierzesz koryto, wrzucasz rzeczy, które jadą na taśmie, przechodzisz przez bramkę itd. Dziwnie się czułam będąc tam, ze świadomością, że nigdzie nie będę lecieć. Gdy byliśmy po drugiej stronie, zaczęliśmy szukać depozytu. Nie przyswoiłam faktu, że ten był przed bramkami. Ze względów bezpieczeństwa może i jest to logiczne, ale patrząc na to w ten sposób, że niektórzy do biegu będą siedzieć i czekać aż 3 godziny, wydaje się to mało poważne. Na szczęście przemiła obsługa pozwoliła mi zawrócić, wynieść rzeczy do depozytu i wrócić na stronę biegu bez dodatkowego balastu. Udało się. Teraz pozostało tylko jedno: czekać.
Czekanie umilało jedzenie. Hostessy stały z energetycznymi batonami i jakimś pićkiem. Pićka nie ruszałam, bo boję się próbować przed biegiem czegoś co wygląda jakby świeciło w ciemności. Ale batonem się poczęstowałam. Przepyszna sprawa, miły akcent ze strony organizacji. Niektórzy posilali się bardziej, pałaszując burgery i inne dziwne rzeczy jakie są do nabycia przed lotem. Niesamowicie duża ilość osób piła piwo. Zaskoczyło mnie to i trochę zniesmaczyło. Tak jawne łamanie regulaminu biegu i brak jakichkolwiek konsekwencji w związku z tym? Nie podobało mi się to, ale nie ja zajmuję się organizacją, więc nie mogę z tym nic zrobić.
Czas na lotnisku dłużył się niemiłosiernie. Niby fajny klimat, dużo ludzi zgromadzonych w fajnym celu, ale było duszno, ciasno i chciało mi się cholernie spać. Z nudów zaczęłam testować nowe opcje. Tzn. dla mnie nowe. Jako, że nigdy nie prowadziłam transmisji na żywo na fejsie, teraz był czas by zobaczyć jak to działa. Łaziliśmy z telefonem jak głupki, kręcąc resztę oczekujących. Trochę żałowałam, że nie wzięłam GoPro, ale trochę się obawiałam gdyż nie znalazłam jasnego zapisu mówiącego, że na 100% mogę to zrobić. Za to widziałam informacje od organizatorów, że selfie sticki są zabronione, a sporo tychże widziałam przed i podczas biegu. Nie podobała mi się ta rozbieżność informacyjna i brak konsekwencji w działaniu.
Ale najbardziej nie podobało mi się czekanie. A czekania było sporo. A gdy już się ono zakończyło, gdy już w końcu, chwilę po planowanym czasie startu zostaliśmy wpuszczeni na płytę lotniska, to czekanie trwało nadal. Podążaliśmy za tłumem. Gdy dotarliśmy do wyznaczonego miejsca startu, czekała tam niespodzianka. Znaczy się dla mnie była to niespodzianka, bo nie wiedziałam, że coś takiego będzie, a lubię jak coś takiego jest. A mianowicie: rozgrzewka. Rozgrzewka – świetna sprawa, nie zawsze się pojawia, ale doceniam każdy bieg na którym ona jest. Aczkolwiek nie zawsze doceniam jej formę. Nie wiem kto ją prowadził, chyba jakieś babki, tak przynajmniej wynikało z wypowiedzi konferansjera. Natomiast nie było ich widać. Konferansjer był na podwyższeniu, kamerzyści, nawet tańcząca mewa. A babeczki – rozgrzeweczki stały normalnie na płycie lotniska (tak wnioskuję, bo nie było ich widać) i ludzie skakali jak małpy, wykonując każdy co innego, bo nikt tak naprawdę nie wiedział co ma robić. Może osoby z przodu lepiej ogarnęły, bo widziały, tył niestety nie miał szansy zobaczyć nic. Zabrakło tu chociażby maleńkiego podwyższenia.
Gdy rozgrzewka dobiegła końca, przemówił prezes, dyrektor, szef czy jakkolwiek określana jest głowa lotniska. Powiedział, że zaskoczony jest jak to super idzie i, że za rok myśli, że można zrobić imprezę na 5 tysięcy, a nie tylko na 2 jak w tym roku. Rozejrzałam się po okolicy, przypomniałam sobie co się działo w „poczekalni” i zaczęłam się zastanawiać czy żyję w tej samej rzeczywistości co mówca, bo jakoś ciężko mi to sobie wyobrazić. Co do bezpieczeństwa takiego przedsięwzięcia, mam spore wątpliwości.
Skończyła się przemowa, zaczęliśmy marznąć, do mikrofonu dorwał się konferansjer by powiedzieć, że jeszcze musimy chwilę poczekać. Ta chwile cały czas się wydłużała. Ludzie byli zmarźnięci, wkurzeni, a on z tą naszą złością nie specjalnie umiał sobie poradzić. Nie wiem kim był ten facet, ale absolutnie nie podołał sytuacji, zadając najgorsze pytania z możliwych, na które wściekły tłum odpowiadał, ale oczywiście nie w taki sposób jakiego on oczekiwał.
– Poczekacie jeszcze chwilę?
– Nieee!
– Chcecie już biec?
– Taaak!
– No to może jeszcze jeden układzik taneczny?
– Nieee!
Mniej więcej tak to wyglądało. I teraz żałuję, że tego nie nakręciłam. Trwało to długo, tłum wkurzał się jeszcze mocniej, pod adresem człowieka z mikrofonem leciały bluzgi. Nic dziwnego, jak ktoś zaczyna mówić osobom, które od kilku godzin czekają na bieg, a teraz w dodatku czekają na zewnątrz w zimnie, po rozgrzewce, że „ostatni odcinek pasa startowego jest szorowany szczoteczkami do zębów, więc to jeszcze chwilę potrwa”, no to sorry, ale można się wkurzyć.
Rozumiem, że jest opóźnienie, zdarza się, szczególnie przy takiej imprezie. Ale jeśli to opóźnienie trwa jakieś 40 minut i ludzie są już po rozgrzewce, to jest to mało poważne. Więcej sensu miałoby nie wpuszczanie nas na płytę lotniska, zostawienie w ciepełku. A gdy już wszystko byłoby gotowe, dopiero wtedy mogliśmy tam wkroczyć, rozgrzać się i pobiec. Było potwornie zimno. Raczej nikomu ten zabieg nie wyszedł na zdrowie.
Gdy w końcu nas wystartowali, zaczęliśmy biec. Wspaniała fala białych koszulek. Wyglądało to super – do czasu. Kilka osób biegło we własnych koszulkach, promując siebie i co gorsza: łamiąc regulamin. Tam wyraźnie jest określone, że TRZEBA biec w koszulce z zestawu. Niektórzy tego nie zrobili. Czy zostali zdyskwalifikowani? Wątpię. I bardzo mnie to wkurza i smuci.
Absolutnie nie wiedziałam gdzie biegnę, no, bo ciemno. Ale nie martwiłam się tym, bo trasa była prosta i dobrze się po niej biegło. Gnałam za tłumem, w przestrzeń, w nieznane. Płaska, prosta nawierzchnia, ciemność, wielka otchłań, wzdłuż lampki oświetlające trasę. Wspaniałe uczucie. Biegłam. Im dalej biegłam, tym bardziej wściekłość malała. Jednakże co chwilę mijałam ludzi, głównie kobiety, które narzekały, że chce im się sikać. Nie ma się co dziwić, trochę nas przetrzymali.
Biegłam, biegłam. Nie powiem, że lekko, łatwo. Głównie walczyłam z tym żeby nie zasnąć. Szybko dopadło mnie zmęczenie i standardowo sapałam jak lokomotywa. Około trzeciego kilometra nastąpił jakiś przełom. Rozbudziłam się. Przestałam sapać. Biegłam powoli, spokojnie, równym tempem, ale przestałam czuć zmęczenie. Było to dziwne doświadczenie, bo niemal zawsze na biegu czuję się jakbym zaraz miała umrzeć. A tutaj wcale nie śpieszyło mi się do mety, nie zależało mi na tym by już dotrzeć i mieć to z głowy. Biegłam, sunęłam prosto i czułam się wspaniale. Dopiero widząc końcówkę przyspieszyłam, wyprzedziłam jeszcze kilka osób i wskoczyłam w bramkę mety. I tyle. To był koniec. Szukałam medalu. Szukałam wody. Nic takiego nie znalazłam. Zawsze są jakieś gratulacje, no cokolwiek. Tutaj jedyne co mnie spotkało to prośba by się odsunąć, bo zdjęcia na mecie robią i przeszkadzam.
Chwilę postaliśmy, bo nie wiedziałam o co chodzi i poszliśmy w stronę wejścia do budynku. Znów przejścia, znów bramki. Dopiero tam otrzymaliśmy medale. Wodę trzeba było upolować samemu, zgrzewki stały w kącie i czekały aż ktoś się poczęstuje. Wtedy dopiero zrozumiałam, że chodziło tu o bezpieczeństwo, dlatego złomu na płytę nie wnosili. A, bo złom to był porządny, solidny. Całkiem ładny medal, choć z całej serii biegów lotniskowych chyba najbrzydszy. Jednak jeden element uderzył mnie najbardziej. Na medalu widnieje napis: „będzie odlot”. I tym tekstem oczywiście tekst był promowany. Ma to sens? Ma, jasne. Natomiast na medalu jest to zwyczajnie głupie. Nie „będzie odlot”, bo odlot już był. Już jest po odlocie. Medal dostaje się na zakończenie, jako nagrodę za ten cały odlot. Nie wiem kto to wymyślił, kto to zaprojektował, ale poważnie boli mnie tu brak logiki. Patrzę na ten medal, widzę, że jest solidny, dopracowany, ładny. Ale w momencie gdy czytam te dwa słowa, to aż mnie skręca i boli od tej głupoty i ignorancji. No cóż, to już mój problem. Koniec, już po odlocie.
Uderzyliśmy do depozytu, ubraliśmy się i zasiedliśmy w okolicach sceny. Zmęczenie i znużenie nas dopadło, ale byłam ciekawa jak będzie wyglądać koronacja. A konkretnie: kto otrzyma nagrody. Przez cały czas w regulaminie był zapis, że poza standardowymi nagrodami wiekowymi i płciowymi, będzie osobna kategoria dla pracowników lotniska. To oni mieli otrzymać nagrody za najlepsze czasy. Dwa dni przed biegiem dyrektor oznajmił, że likwiduje tę kategorię i zamiast tego będzie nagroda za najlepszą fryzurę i pięć kategorii niespodzianek. Na fanpage’u zawrzało i nie ma się co dziwić. Ktoś miesiącami przygotowuje się do tego by uzyskać dobry czas, po czym wygrywa jakiś pajac z kolorowymi włosami. Jest to trochę nie poważne. Chciałam zobaczyć co jeszcze wymyślili. Spodziewałam się, że będzie tradycyjnie losowanie nagród, więc zostałam. Przez mikrofon komunikowali, że osoby, których nie będzie osobiście, nie otrzymają nagród, więc wolałam być na miejscu. Po wręczeniu nagród tradycyjnych, dowiedzieliśmy się co to za kategorie: najfajniejsza fryzura, najładniejszy uśmiech, i za bycie którymiś tam osobami na mecie. Co ciekawe, żadnej z wyczytanych osób nie było. I jak myślicie, co się stało? Czy zostały wyłonione nowe osoby? Nie, oczywiście, że nie. I wcale nie byłam tym zaskoczona. Bo jedna rzecz jakiej nauczył mnie ten bieg to to, że nie ma tu żadnych konsekwencji. A rzeczy, które się mówi, po prostu się mówi i w żaden sposób nie są one wiążące. Zatem nie potrzebnie zmarnowaliśmy kolejną godzinę życia, gdyż nawet jakbyśmy wygrali, nagrody moglibyśmy odebrać później, wbrew temu o czym mówili tuż przed przydzieleniem ich. Bardzo duży minus za kłamstwo.
Natomiast jest też bardzo duży plus, dla kontrastu. Mewa! Mewa jest maskotką portu lotniczego im. Lecha Wałęsy. I maskotki, które były rozdawane są zwyczajnie brzydkie. Ale była jedna, duża mewa. Nie wiem jakiej płci był ów człowiek, ale był w tym mewim ubranku. Wielka, mięciutka maskotka mewy. Niby nic, bo pełno takich maskotek wszędzie, nie? Ale jednak ta ptaszyna była wyjątkowa. Normalnie maskotki się gdzieś snują, łażą, czasem zapozują do zdjęcia. Ta tutaj była zaangażowana od początku do końca. Biegała, skakała za odprawą. Przed samym biegiem tańczyła na wysokich schodkach, rozweselając wściekły tłum. Witała biegaczy na mecie. Nawet przy wręczeniu nagród, była na scenie i nadal nie opuszczała jej energia. Nie wiem kto był tą mewą, ale według mnie ptaszyna zasługuje na premię, bo odwaliła kawał świetnej roboty! Ptaszyna była niesamowita i mam nadzieję, że dobrze ją wynagrodzili, bo tyle godzin w takim stroju to niemal zabójstwo.
SkywayRun w Gdańsku to bieg na którym nie miałam żadnego celu, poza tym by go przebiec i dobrze się bawić. Przebiegłam, bawiłam się dobrze. Aczkolwiek wiem, że można było go zrobić tak, bym bawiła się jeszcze lepiej. Mam nadzieję, że za rok (o ile bieg będzie i o ile wezmę w nim udział), kilka rzeczy się poprawi bym mogła czerpać jeszcze większą radość.
Podsumowując: polecam, ale nie miejcie zbyt wygórowanych wymagań. Albo zwyczajnie nastawcie się na to, że niektórzy są niekonsekwentni i jak ustalą jakieś zasady, to sami nie potrafią ich przestrzegać, a co dopiero wymagać tego od innych. I dla mnie to była największa wada tej imprezy. Ale trzeba przyznać, że SkywayRun idealnie oddaje lotniskowy klimat. Zawsze jak mam gdzieś lecieć, to się wkurzam, że lot trwa godzinę, a te wszystkie odprawy, oczekiwanie i koczowanie na lotnisku zajmuje kilka godzin. Irytuję się, że płacę za latanie, a tego latania jest zdecydowanie najmniej, bo resztę formalności trzeba dopełnić. Tak też było tutaj. Pomimo mojego żółwiego tempa, to owe latanie – bieganie, było niczym w porównaniu z całą resztą spędzonego tam czasu. Jeśli ktoś nigdy nie latał, bo np. się boi, śmiało może wziąć udział w takim biegu i poczuć to, co czują pasażerowie. A dodatkowo przebiegnie się po fajnej, bardzo fajnej trasie. Polecam.
Dystans: 5 km
Numer startowy: 1260
Miejsce OPEN: 1622
Miejsce w kategorii: 198
Czas netto: 00:37:54