Piekielnie twarda sztuka – Christmas Abbott, Maggie Greenwood-Robinson

„Piekielnie twarda sztuka” to międzynarodowy bestseller, a w naszym kraju świeżynka, wydana przed Sine Qua Non. Czy dobrze, że wydana? Bardzo dobrze, że wydana i w dodatku bardzo dobrze wydana. Ale do takiego standardu SQN już nas przyzwyczaiło i jak dotąd nie zawodzi w tej kwestii.

Jak już zaczęłam o tym jak książka wygląda, to od razu wyczerpię temat. Na początku, porównując tę pozycję, do innych „sportowych” trochę się wkurzyłam. No, bo jak to tak? Czemu ta jest większa niż np. „Sprawność. Siła. Witalność”. Nie podobało mi się to, że będą stać obok siebie na półce i „nie pasować”. Jednakże szybko zmieniłam zdanie. Gdy zaczęłam czytać, patrzeć na świetny jakościowo papier i wygodny układ stron, doszłam do wniosku, że „Piekielnie twarda sztuka” nie jest za duża. Jest idealna. To inne książki są za małe.

Okładka z zachwycającą, niemal nagą i niesamowicie szczęśliwą autorką książki, przykuwa wzrok. Wypukłe napisy, przyjemne w dotyku, ale też prezentujące się dobrze, zachęcają do rozpoczęcia przygody z Christmas i podniesienia tyłka z kanapy. Książka wydaje się być gruba, obszerna, ale łyka się ją na raz, bo ciekawość dalszych treści robi swoje.

Christmas Abbott to zawodniczka CrossFit®, dawniej należała do zespołu mechaników NASCAR, prowadzi seminaria dotyczące odżywiania a także własną siłownię. To ona jest główną autorką książki, ale nie jedyną. Nie należy tu zapominać o Maggie Greenwood-Robinson, która współtworzy tę książkę, podobnie z resztą jak wiele innych bestsellerów o tematyce zdrowia i fitnessu.

Czytając początek, miałam wrażenie, że Christmas próbuje nam coś sprzedać. Wciąż zachwala swoje metody, opowiada o tym jak pomogły jej i innym osobom. Osiągnęło to taki rozmiar, że zaczęłam się zastanawiać czy w tej książce w ogóle znajdują się jakiekolwiek przydatne informacje. Zaczęłam podejrzewać, że „Piekielnie twarda sztuka” to tylko zapowiedź, zachęta do kupienia jakiegoś produktu, serio! Czytałam, czytałam zastanawiając się kiedy się zacznie i czy w ogóle się zacznie?

Na szczęście ten czas oczekiwania nie dłużył się, nie nudził a wyłącznie wzmagał ciekawość, zaostrzał apetyt. W międzyczasie mogłam dowiedzieć się kilku szczegółów odnośnie życia Abbott. Mogłam ją bliżej poznać, trochę zrozumieć a nawet polubić. Anegdotki sprawiły, że książka ta stała się bardziej interesująca i trochę wręcz autobiograficzna. Ale tylko trochę, bo nie taki był zamysł, nie taki jest cel tej publikacji.

Momentami zastanawiałam się też, czy metody tu zawarte mają na celu przybliżyć nas do posiadania lepszej sylwetki czy większego popędu seksualnego? Popęd był tu wspomniany wielokrotnie, podawany jako argument do rozpoczęcia pracy nad sobą. Także w pewnym momencie zwątpiłam co tak naprawdę mamy tu osiągnąć. Ogólnie książka ocieka seksem. Wszystkie ćwiczenia zawierają zdjęcia autorki, która prezentuje jak je wykonać. A Christmas najwyraźniej nie lubi ćwiczyć z dużą ilością ubrania. Bielizna, buty i niewielkie kolczyki są dla niej wystarczające. Zatem na zdjęciach prezentuje się świetnie. No i mamy tu dwa wyjścia: albo będziemy tylko zazdrościć jej wyglądu, albo postawimy sobie za cel dorównanie jej pod tym względem. Cokolwiek nie wybierzemy, fotki te z pewnością silnie na nas podziałają, zmuszając do myślenia i pobudzając wyobraźnię.

piekielnie twarda

Ćwiczenia prezentowane przez autorkę mają olbrzymią zaletę: nie wymagają specjalistycznego sprzętu. Christmas pokazuje nam proste ćwiczenia z użyciem ciężaru własnego ciała. Niektóre są powszechnie znane, co nie znaczy, że wykonywaliśmy je odpowiednio. Przy każdej aktywności znajduje się opis jak to zrobić oraz zdjęcia, które to ilustrują. Jest także ramka, zawierająca trzy istotne informacje: gdzie spalasz tłuszcz, częste pomyłki oraz wskazówka. Według mnie są to informacje najistotniejsze i z reguły często pomijane. Christmas zadbała o to, aby czytelnik wiedział na co zwracać uwagę. Są tu także przykładowe plany ćwiczeń, podzielone ze względu na to, co chcielibyśmy osiągnąć.

Jeśli chodzi o plany, mamy tu też plany żywieniowe. Jest ich cała masa, w zależności od tego, jakie są nasze oczekiwania a także wzrost. Aczkolwiek w ogóle nie musimy z nich korzystać. Możemy stworzyć sobie swoje własne, co nie będzie stanowiło problemu. Autorka pięknie wyjaśnia nam na czym polega jej dieta. Mówi o tym, że najważniejsze są fundamenty. Wiadomo, że do fundamentów potrzebne są cegły. I tym oto wspaniałym porównaniem, budujemy całą dietę za pomocą cegiełek. Abbott rozpisała nam które produkty mają ile cegiełek, dzięki czemu wiemy z czego budować. Oczywiście każdy tworzy budowle innych rozmiarów, zatem różnić się one będą ilością wykorzystywanego budulca. To ile mamy go użyć, również jest opisane. Są tu przejrzyste tabele, mówiące nam ile cegiełek mamy do wykorzystania każdego dnia. Sami je rozkładamy, według naszych potrzeb. Jest to metoda tak wspaniale opisana, że chyba nawet się skuszę.

Jednak jeśli ktoś jest mało kreatywny w kwestii kulinarnej lub zwyczajnie nie chce mu się myśleć, może skorzystać z gotowych przepisów. Autorka prezentuje nam apetyczne przepisy na dania, ale także na koktajle regenerujące oraz te zastępujące posiłek. Wszystko jest ładnie wyliczone, wiemy ile cegiełek ma nasza porcja, więc nie pozostaje nic innego jak zrobić i zjeść. Niestety, nie ma tutaj zdjęć. Aby zobrazować jak wyglądają posiłki, musimy je sobie wyobrazić lub przygotować.

Mimo iż zajrzałam do tej książki wyłącznie po to, by zaczerpnąć inspirację odnośnie ćwiczeń, to rozważam wprowadzenie w życie diety, którą prezentuje Abbott. Wydaje się być prosta i przede wszystkim sensowna. W dodatku, co najważniejsze, autorka nie zmusza nikogo do nie wiadomo jakich wyrzeczeń. To my decydujemy na jakim jesteśmy etapie i jak bardzo chcemy zmieniać swoje życie. Christmas nie nakazuje, tylko zachęca. Proponuje nam, byśmy rozpoczęli od 21 dni, tak dla próby. Trzy tygodnie bez oszukiwania, a później podejmiemy decyzję, czy chcemy dalej żyć w ten sposób. To ma sens. Tym bardziej, że w późniejszych etapach jest nawet czas na małe „oszustwa”. W dodatku autorka uczy nas jak oszukiwać. Aż ma się ochotę rozpocząć program bez oszukiwania, aby dotrzeć do etapu, gdzie oszustwa są dozwolone!

„Piekielnie twarda sztuka” to piekielnie dobra książka. Potrafi zmotywować do działania nawet tych, którzy nie byli nastawieni na żadne działanie, a jedynie chcieli ją przeczytać z ciekawości. Ta ciekawość bardzo szybko doprowadziła mnie do końca lektury, ale też myśli o początku nowego, odmienionego życia. Nie wiem co z tego wyjdzie, ale wiem jedno. Jest to jedna z lepszych (o ile nie najlepsza) książek o tematyce około sportowej, z jaką miałam do czynienia. W tej chwili nie wiem, czy coś jest w stanie jej dorównać!


Za książkę dziękuję wydawnictwu:
Wydawnictwo SQN