Trzy lata strachu – Sylwia Błach

„Trzy lata strachu” to zbieranina różnorodnych tekstów spod pióra Sylwii Błach. Jeden wielki miks trzy, czteroletni. Zgarnięte, sklejone, spięte, wydane w jednej całości.

I jak to ostatnio bywa, w pięknej całości, wydanej w serii: Zeszyty Grozy przez Horror Masakrę. Okraszone kolejną, wspaniałą grafiką Pana Goryla. Tzn. wnioskuję to po wyglądzie grafiki oraz wiedzą odnośnie współpracy Goryla i Tomka Siwca, gdyż niestety w publikacji nie został wymieniony, zapewne przez nieuwagę.

blach

Tak sobie teraz myślę, że określając ten zbiorek jako „zbieraninę”, mogło to mieć pejoratywny wydźwięk. Nic bardziej mylnego. Jako osoba raczej nie czytająca e-booków i innych internetowych publikacji, bardzo doceniam tego typu wydania. Nie mam czytnika, a gapienie się w monitor i wysilanie wzroku godzinami męczy mnie i absolutnie nie sprawia przyjemności. Dlatego „Trzy lata strachu”, traktuję jak ukłon w moją stronę. Kilka tekstów znałam, bo były na tyle krótkie, że zdołałam je przeczytać w sieci. Ale te dłuższe, choć chciałam się z nimi zapoznać, odstraszały mnie ze względu na brak papierowej wersji. Teraz dostałam wszystko co chciałam. Zebrane do kupy, opublikowane w jednym kawałku. Myślę, że na pewnym etapie, każdy autor powinien w ten sposób „zgarnąć” cały swój literacki dorobek, rozsypany w otchłani internetu, aby wydać go i pozwolić cieszyć się także tym, którzy wolą książki wąchać i obmacywać podczas lektury.

Kolejną zaletą są tutaj informacje, gdzie poprzednio ukazał się dany tekst. Jest podana strona internetowa oraz data pierwotnej publikacji. Podanie adresu – bardzo dobry pomysł. Podanie daty – jeszcze lepszy pomysł, gdyby była tu zachowana chronologia. Z chęcią odbyłabym tę podróż z Sylwią, od najwcześniejszych do najświeższych tekstów. Z przyjemnością zobaczyłabym, jak autorka zmienia się na przestrzeni lat, czy jej sposób pisania uległ przekształceniu? Niestety, aby to uczynić musiałabym sama wertować stronę po stronie i czytać w innej kolejności niż została nam narzucona.

Jak już jesteśmy przy brakach, brakuje mi tutaj informacji o autorce. Tym bardziej, że o Sylwii można powiedzieć bardzo dużo i to dużo dobrego. „Nowy” czytelnik nie dowie się o jej blogu, o jej zainteresowaniach, pasjach. Oczywiście nie musi wiedzieć tych rzeczy, ale ja osobiście, chwytając za tę książkę i jej twórczość po raz pierwszy chciała bym wiedzieć.

Może mi się tylko wydaje, ale według mnie „Trzy lata strachu” wyglądają trochę inaczej niż inne książki z serii. To co mi się rzuciło w oczy na początku, to wielgachna czcionka. Olbrzymia. Poczułam się jakby czytelnik był tu traktowany niczym upośledzone dziecko, które potrzebuje dużych literek, aby przebrnąć przez cały tekst. I na podstawie tego doświadczenia, chyba jestem skłonna stwierdzić, że jednak rozmiar ma znaczenie. Mam wrażenie, że udzielił mi się ten wielkoliterowy nastrój i niektóre teksty odebrałam jako prostsze, bardziej infantylne, takie właśnie dla dzieciaków. A może tylko mi się wydaje i ogrom tej czcionki tak na mnie podziałał?

Jeśli chodzi o treść, mamy tu miks wszystkiego. Trochę dłuższe opowiadania, shorty a nawet drabbelki. Różnorodność to największa zaleta w tym przypadku. Są tu teksty, które zapadają w pamięci, jak na przykład „Restart umysłu”. Ale są też takie, które czyta się, co prawda lekko i przyjemnie, jednakże nic z tego nie wynika i szybko się o nich zapomina. Niektóre są przewidywalne, jak chociażby „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie” czy też „Hotel psychiatryczny”, ale ta przewidywalność nie przeszkadza w lekturze. Choć nadzieja na jakiś twist na końcu, zostaje brutalnie zabita, nie znaczy to, że teksty są złe. O każdym po kolei nie napiszę. Nie tylko dlatego, że mi się nie chcę, ale też ze względu na to, że jest ich za dużo. Za dużo i jak wspominałam, nie wszystkie się pamięta po lekturze.

Zbiorek Sylwii Błach zawiera także opowiadanie premierowe. „Carpe Diem”, bo o nim mowa, jest… krótkie. Za krótkie, abym zdążyła coś odczuć, a odnoszę wrażenie, że taką rolę miało pełnić. Szkoda, bo poruszany tam temat jest mi bliski, ma potencjał i myślę, że gdyby rozwinąć tekst, mógłby okazać się naprawdę dobry.

„Trzy lata strachu” były bardzo dobrym pomysłem. Zebranie tekstów w jedno miejsce dało mi możliwość głębszego zapoznania się z twórczością Sylwii. Pomimo tych kilku (bardzo subiektywnych) wad, uważam, że warto chwycić ten zbiór. Nawet jeśli już czytaliście te opowiadania, to dobrze mieć je na papierze, chociażby po to, aby zobaczyć jak pachną. A przede wszystkim po to, by z bliska obejrzeć grafikę Pana Goryla.