Krokodylki

Krokodylki to coś, co poznałam będąc ponad rok temu na rodzinnym grillu. To coś, co pokochałam, jeszcze nim spróbowałam. Widząc je, już wiedziałam, że będzie to coś super. Krokodylki to coś, co zaczęłam produkować, częstując tym rodzinę i znajomych. To coś, czym wszyscy częstowani zaczęli się zachwycać, podziwiać i od czego bardzo szybko się uzależnili. Krokodylki to coś wspaniałego, szczególnie na ten letnio – grillowy czas. Brzmi zachęcająco?

Spokojnie, nie piszę teraz o tzw. „ruskiej heroinie”. Nie reklamuję tu teraz narkotyków, tylko ogórki. Ostre ogórki. Takie ze słoika, co sobie je możemy trzymać w spiżarce i cieszyć się ostrym, octowym i jakże pysznym latem, uwięzionym w szklanym naczynku. Bowiem krokodylki to wspaniały dodatek do wspominanego już grilla, czy nawet do zwykłego obiadu. Jeśli lubisz ogórki i ostre jedzenie, to z pewnością je pokochasz.

W sieci krąży mnóstwo krokodylich przepisów. Ja przedstawię Wam taki, który sama stosuję. Postaram się zachować jakieś sensowne proporcje, aczkolwiek wiadomo jak to u mnie, często robię rzeczy zwyczajnie „na oko”.

Składniki:

3 kg ogórków gruntowych
główka czosnku
4 łyżki soli
8 łyżek oleju rzepakowego
1,5 szklanki octu
0,5 kg cukru
2 łyżeczki chili w proszku

Co robimy? – Wersja szybka, okrojona.
1. Myjemy i kroimy ogórki.
2. Zasypujemy solą i odstawiamy na 4 h.
3. Mieszamy zalewę czosnkowo – olejową z cukrowo – octową i dodajemy do nich chili.
4. Oddzielamy ogórki od wody. (Ważne: woda zostaje!)
5. Zalewamy ogórki zalewą i odstawiamy na kolejne 4 h.
6. Wkładamy ogórki z zalewą do słoików. Dopełniamy odłożoną wodą.
7. Pasteryzujemy.
8. Czekamy i/lub jemy.

Co trzeba zrobić? – Wariant rozszerzony.

1. Umyć ogórki. Przerobić na słupy. W sensie pokroić w słupki. Przeważnie wychodzi mi jakieś 6-8 takich dziabów z jednego ogóra, ale jak wiadomo ogór ogórowi nie równy, więc reguły nie ma. Wiadomo, że im mniejszy ogórek tym lepszy (ale ta zasada tyczy się wszystkich ogórkowych potraw).

2. Ogórki zasypać solą. Wymieszać porządnie. I niech tak sobie poczekają na nas 4 godziny.

3. Czas na produkcję zalew:

Zalewa 1: Obrać czosnek i pokroić go w plasterki. Wrzucić do gara, zalać olejem i zagotować.

Zalewa 2:
Wsypać do gara cukier, zalać octem i zagotować.

Zmieszać obie zalewy i dodać do nich chili.

4. Wracamy do ogórków. I teraz uwaga, rzecz ważna, najważniejsza: woda z nich jest bardzo istotna, pilnujemy, żeby z rozpędu gdzieś jej nie wylać! Także wodę przelać w bezpieczne miejsce i pilnować, by nikt nie pomylił jej ze ściekami i się jej nie pozbył.

5. Jak mamy pewność, że woda z ogórków jest bezpieczna to ogóry zalewamy naszą nową zalewą, która jest połączeniem obu mikstur. I teraz ogórki znów się kąpią. Pływają sobie tak przez kolejne 4 godziny. Także dajemy im spokój. Mamy teraz czas na przygotowanie słoików, umycie, wyparzenie czy co tam chcemy zrobić.

6. Gdy minął cztery godziny i ogórki stwierdzą, że już im się nie chce pływać, ładujemy je do przygotowanych wcześniej słoików wraz z tym w czym właśnie sobie pływały. Oczywiście tej zalewy nie będzie tyle by starczyła dla wszystkich naszych zielonych przyjaciół. I to jest właśnie ten moment, gdzie do akcji wkracza woda z pierwszego zalania ogórów, której tak mieliśmy bronić. Dolewamy ją do słoików, tak by były zalane do pełna. Zakręcamy.

7. Teraz czas na pasteryzację, czyli proces, który jeszcze nie do końca ogarniam. W każdym razie, wkładamy słoiki do gara z wodą i gotujemy jakieś 10 minut. Warto na dno gara włożyć kawał szmaty, żeby nie tańczyły za głośno, bo:
1. To wkurza.
2. Szkoda gara.

8. Następnie chowamy je w bezpieczne miejsce i niecierpliwie czekamy aż nadejdzie moment jedzenia. W teorii zdatne są do spożycia od razu. Ale ja nigdy od razu nie jadłam i jestem niemalże pewna, że jak się poczeka, to się ładnie przegryzą i zwyczajnie będą smaczniejsze. Także jednak lepiej nie czekać niecierpliwie tylko w tę cierpliwość się uzbroić, by odczekać i móc delektować się pysznymi krokodylkami.

To tyle.
Trochę to trwało, ale w końcu przepis tu jest.
Kilka osób od dłuższego czasu dopytywało mnie o ten przepis. Sypały się pytania, a ja zwyczajnie przepisu nie pamiętałam, żeby powiedzieć tak o, od razu. Poza tym, nie chce mi się mówić kilku osobom po kolei. Dlatego też w końcu, wymęczony, wybłagany, powstał ten oto wpis. Zresztą chyba zbliża się ogórkowy sezon, więc jakby teraz jest na to czas. Mam nadzieję, że skorzystacie i będziecie się bawić dobrze!
Smacznego!
Dajcie znać jak Wam poszła produkcja 😉

PS Zdjęcia nie mam. Jak będę robić jedzonko to pewnie obfotografuję proces i uzupełnię wpis.